Chciała, żeby odszedł. Zniknął. Ruszył w dalszą bezcelową włóczęgę po barwnych dywanach, ręką Matki Natury misternie uplecionych z igliwia. Bez wątpienia, tak byłoby łatwiej. Unikanie konfrontacji z obcymi ludźmi, a w zasadzie ze swoimi lękami, które plączą się w rozchwianym niepokojami umyśle, to najprostszy doraźny sposób na odzyskanie psychicznej równowagi. Chwilowej - bo istniejącej tylko do pojawienia się w polu widzenia kolejnego przypadkowego spacerowicza. Lawirowanie bocznymi ścieżkami własnego umysłu jest wygodniejsze od wejścia na główną drogę myśli i podjęcia konfrontacji z tym, co przeraża, denerwuje czy gniecie dyskomfortem innych negatywnych emocji. Tylko... czy to jest rozwiązanie? Jak długo da się tak uciekać, wymijać, okrążać i odwracać speszony wzrok, byle tylko nie spojrzeć swym demonom w oczy? Przez całe życie? Oczywiście można próbować - ale pewnego pięknego dnia zakończy się tę walkę w białym kaftanie z przydługimi rękawami, na niewygodnym szpitalnym łóżku, z ciałem skrępowanym ciasnymi splotami pasów bezpieczeństwa. Zamiatanie problemów pod dywan prędzej czy później doprowadza do szaleństwa.
Bo przecież duchowe demony nie znikną wraz z sylwetką wysokiego bruneta, nie zatracą się w gęstwinie drzew razem z nim. Rozmyją się na chwilę, ale dalej będą powracać przez długie lata. Coraz większe i silniejsze, upasione lękami i nieśmiałością. Będą podążały tropem ścieżek, które Pryska wydepcze podczas powtarzających się raz za razem ucieczek. I może patrząc na daleką, daleką perspektywę jej nieuniknionej klęski w walce z tymi demonami, dobrze się stało, że Tony nie odszedł. Trwał bezczelnie na leśnym szlaku i nie zmieniał ani pozycji, w jakiej zastygł, ani obiektu zainteresowania. Ciemnymi oczami, odgrodzonymi od świata cienką barierką soczewek kontaktowych, wciąż z uwagą i łagodnym zainteresowaniem przyglądał się rudzielcowi z aparatem. Zmusił ją nieświadomie do konfrontacji z własnym strachem, szczęśliwie nie mając absolutnie żadnych złych zamiarów. Być może jego niechciana obecność w lesie okaże się drobną pomocą, zaszczepi w jej głowie ziarenko pewności siebie i przekonania, że świat i ludzie nie są źli. Że nie należy się bać. A może tylko niechcący pogłębi jej problemy...
- Doskonałe miejsce na chwytanie pierwszych chwil wiosny - zagadnął, zakładając dość bezpiecznie, że dziewczyna przyszła tutaj w celu fotografowania natury, która leniwie budziła się do życia po zimowym letargu. Jego męski głos poniósł się miękko powietrznym torem, zabarwiony spokojem i subtelnością, o których zaakcentowanie Tony zadbał ze szczególną starannością. Im dłużej patrzył na mowę ciała nieznajomej, im wyraźniej dostrzegał tę rozpaczliwą próbę wykrzywienia ust w uroczej, acz wymownej parodii uśmiechu, tym silniejszego nabierał przekonania, że ona się czegoś boi. Jego? Lasu? Zwierząt? A może ktoś trzeci krążył leśnymi szlakami, czając się na nią jak sprytne kocisko na przyszła ofiarę - drobną myszkę o płomienistym futerku? - Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem?
Poszerzył uśmiech i pozwolił zastygnąć mu na ustach. Przez chwilę jeszcze utrzymywał kontakt wzrokowy, jakby pragnął zliczyć drobne iskierki niepokoju, które w migotliwym tańcu połyskiwały w błękicie jej tęczówek. Nie chcąc jednak przyglądać się nieznajomej zbyt nachalnie, przeniósł w końcu spojrzenie na aparat, który towarzyszył jej pośród sosenek.
@Pryska Ben-Merrick
Bo przecież duchowe demony nie znikną wraz z sylwetką wysokiego bruneta, nie zatracą się w gęstwinie drzew razem z nim. Rozmyją się na chwilę, ale dalej będą powracać przez długie lata. Coraz większe i silniejsze, upasione lękami i nieśmiałością. Będą podążały tropem ścieżek, które Pryska wydepcze podczas powtarzających się raz za razem ucieczek. I może patrząc na daleką, daleką perspektywę jej nieuniknionej klęski w walce z tymi demonami, dobrze się stało, że Tony nie odszedł. Trwał bezczelnie na leśnym szlaku i nie zmieniał ani pozycji, w jakiej zastygł, ani obiektu zainteresowania. Ciemnymi oczami, odgrodzonymi od świata cienką barierką soczewek kontaktowych, wciąż z uwagą i łagodnym zainteresowaniem przyglądał się rudzielcowi z aparatem. Zmusił ją nieświadomie do konfrontacji z własnym strachem, szczęśliwie nie mając absolutnie żadnych złych zamiarów. Być może jego niechciana obecność w lesie okaże się drobną pomocą, zaszczepi w jej głowie ziarenko pewności siebie i przekonania, że świat i ludzie nie są źli. Że nie należy się bać. A może tylko niechcący pogłębi jej problemy...
- Doskonałe miejsce na chwytanie pierwszych chwil wiosny - zagadnął, zakładając dość bezpiecznie, że dziewczyna przyszła tutaj w celu fotografowania natury, która leniwie budziła się do życia po zimowym letargu. Jego męski głos poniósł się miękko powietrznym torem, zabarwiony spokojem i subtelnością, o których zaakcentowanie Tony zadbał ze szczególną starannością. Im dłużej patrzył na mowę ciała nieznajomej, im wyraźniej dostrzegał tę rozpaczliwą próbę wykrzywienia ust w uroczej, acz wymownej parodii uśmiechu, tym silniejszego nabierał przekonania, że ona się czegoś boi. Jego? Lasu? Zwierząt? A może ktoś trzeci krążył leśnymi szlakami, czając się na nią jak sprytne kocisko na przyszła ofiarę - drobną myszkę o płomienistym futerku? - Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem?
Poszerzył uśmiech i pozwolił zastygnąć mu na ustach. Przez chwilę jeszcze utrzymywał kontakt wzrokowy, jakby pragnął zliczyć drobne iskierki niepokoju, które w migotliwym tańcu połyskiwały w błękicie jej tęczówek. Nie chcąc jednak przyglądać się nieznajomej zbyt nachalnie, przeniósł w końcu spojrzenie na aparat, który towarzyszył jej pośród sosenek.
@Pryska Ben-Merrick

