welcome to
Yellowlair Oats



#1 (29.09.2018, 18:16 )

ciuszki

Zdaniem Maisie to było strasznie głupie, że została przez rodziców wysłana niejako przymusowo na studia właśnie do Yellowlair Oats i przymuszona o zamieszkania ze swoją siostrą, z którą nie łączyło jej prawie nic od paru ładnych lat. Nie widziała Vivienne, odkąd siostra się wyprowadziła, więc od bardzo dawna, a rodzice na co dzień o siostrzyczce też nie rozmawiali, więc świadomość istnienia starszej siostry jakby rozpłynęła się w umyśle młodej dziewczyny i stała się mniej realna niż te kilka lat temu, kiedy Vivienne przesiadywała w sąsiednim pokoju, kłóciły się o kieszonkowe albo zajmowały sobie łazienkę w momencie najgorszym do wyobrażenia sobie. To brzmiało bardzo smutno, ale drogi obu dziewczyn rozeszły się w przeciwne strony i zabrakło w nich miejsca na rodzeństwo. Maisie dobrze było tak, jak było, czyli bez Vivienne i jej charakteru, za którym Maisie nie przepadała i dałaby sobie rękę uciąć, że siostra miała dokładnie takie same odczucia wobec niej. Tak już czasem bywa, że więzi rodzinne rozluźniają się i ludziom nie jest po drodze, żeby je odbudować. One były w takiej sytuacji. Zresztą ich więź siostrzana nigdy nie należała do mocnych. Początkowo tak, ale w miarę dorastania dziewczyny łączyło coraz mniej i musiało się skończyć tak, jak się skończyło.
Ale rodzice się uparli! Maisie chciała zyskać wolność od nadopiekuńczej matki i podobnego do niej ojca, więc cieszyła się na wyjazd na studia, ale gdy zagrozili, że będą je opłacać tylko w przypadku, jeśli wyjedzie do Yellowlair Oats, jej zapadł diametralnie opadł. Oznajmienie, że będzie mieszkać z Vivienne było jak gwóźdź do trumny dla jej dobrego samopoczucia. Jednak dzisiaj młoda dziewczyna stała w salonie siostry, na ramieniu miała podróżną torbę, w dłoni walizkę na kółkach i czekały ją lata z siostrą pod jednym dachem. Planowo, w każdym razie. - Nawet tu ładnie - skomplementowała salon, który był ciekawie urządzony. Nowoczesny, miło będzie się tu mieszkać. Próbowała miłym słowem rozładować atmosferę, ale pomieszczenie było jak naładowane krępującą niezręcznością, która przytoczyła ją od progu. Nie czuła się dobrze w towarzystwie Vivienne. Nie widziała jej od wielu lat i to było jak spotkanie z obcą osobą abo jakąś dawną znajomą z podstawówki. Niby znajoma twarz, ale Maisie nic o niej nie wiedziała. Pojęcia nie miała jak siostra żyje, co robi i czego można się po niej spodziewać. Dziwne uczucie w przypadku rodzeństwa...
#2 (06.10.2018, 07:52 )

Ojej, nie tylko Maisie uważała, że jej przyjazd do Yellowlair Oats jest głupi! Vivienne było bardzo przykro, gdy jej rodzice zadzwonili po bardzo długim milczeniu bez konkretnej okazji. Zwykle dzwonili do niej tylko w święta albo na urodziny, żeby złożyć życzenia, a później zapytać, co u niej, wymienić parę suchych zdań i rozłączyć się do następnej okazji. Jej kontakty z rodzicami ograniczały się zresztą do tego samego, więc wcale nie była lepsza. Jednak to było bardzo przykre, że zadzwonili pewnego pięknego dnia niespodziewanie, zapytali co u niej i wydawało się, że obchodzi ich jej sytuacja mieszkaniowa i finansowa, a po kilkunastu miłych minutach rozmowy okazało się, że dzwonią tylko po to, żeby wybadać czy można do Vivienne wysłać Maisie na studia, bo w Leicester coś nawywijała. Pieguska poczuła się dotknięta jak wiele razy w przeszłości. Zupełnie jakby cofnęła się w czasie o dziesięć lat i znowu była tą zbuntowaną nastolatką, która najpierw walczyła o względy rodziców, a później awanturami i głupimi zachowaniami usiłowała zwrócić na siebie ich uwagę, bo ciągle byli zajęci młodszą i lepszą siostrą. Doprowadzili ją tym telefonem do płaczu, bo poczuła, że powracają demony z przeszłości, przed którymi uciekła aż nad morze. Najgorsze, że te demony miały się obudzić na dobre, bo nie udało się dziewczynie wyplątać z przyjęcia pod dach młodszej siostry. Zdała sobie sprawę, że wciąż jest bardzo pod ich wpływem, gdyż nie umiała im się sprzeciwić w tak ważnej sprawie. To było straszne doświadczenie.
Miało być jeszcze gorzej. Odliczanie dni przyjazdu siostry były jak odliczanie czasu do wykonania wyroku, który zapadł telefonicznie. Finansowo było to jej na rękę, bo nie musiała już szukać pewnego współlokatora, gdyż rodzice zobowiązali się płacić za mieszkanie i utrzymanie Maisie, ale pieniądze tu nie były istotne. Ważne było to, że ona musiała od nich wyszarpywać każdy funt, zanim zaczęła pracę, a i tak gdyby nie tuition fee loan i maintenance loan to na pewno by się nie utrzymała z tego co jej dawali. Siostra miała utrzymanie na dzień dobry. Znów poczuła się gorsza i wyobcowana przez własnych rodziców.
Po jej przyjeździe i wejściu do mieszkania zapanowała okropnie ciężka atmosfera, którą nie tyko się wyczuwało, ale dosłownie miało się chęć złapać nóż i pokroić powietrze, takie było ciężkie i gęste od nastroju, który zapanował między siostrami. Maisie czuła się przede wszystkim niezręcznie, ale Vivienne było przykro, czuła się zła i miała do siostry liczne urazy z przeszłości. Maisie nie była winna temu, że rodzice wybrali sobie ją na pupilkę, ale to nie ważne. Vivienne była na nią wściekła głównie za to, że młodsza siostra przez lata wykorzystywała swoją pozycję w domu i często drwiła z Vivienne. Uważała się za lepszą. Viv z przyjemnością zerwała z nią kontakty, a teraz miały mieszkać pod jednym dachem? To się nie uda. Nie ma mowy.
- Dobra, darujmy sobie ciepłe powitania i kurtuazyjne komentarze o moim salonie, bo to brzmi śmiesznie. - początek nie był miły ani w brzmieniu głosu Vivienne, ani w doborze słów. I nie miał być. Pieguska chciała od razu postawić sprawę jasno i poznać plany siostry, żeby wiedzieć na co się przygotować. - Lepiej mi powiedz jak długo masz zamiar u mnie zostać. Nie wątpię, że masz jakieś swoje plany i jestem tylko furtką do uwolnienia się od popieprzonych starych. Mam rację?
Tak to widziała i nie mogła uwierzyć w inny obrót wydarzeń. No po prostu nie. Nie ma opcji, żeby Maisie przy ich wzajemnych relacjach chciała mieszkać z nią pod jednym dachem, a Vivienne bardzo liczyła na to, że przebiegła siostrzyczka jak zawsze skorzystała ze swojego sprytu i miała w zanadrzu plan działania. Pewnie pomieszka u niej parę tygodni, zanim znajdzie coś innego i ogarnie się ze studiami i stypendium, a później wybędzie w miasto. Innej opcji Viv nie widziała.

@Maisie Thompson
#3 (26.10.2018, 19:31 )

Nie spodziewała się radosnego powitania, bo Vivienne nie miała powodów, żeby traktować przyjazd Maisie jako wielkie szczęście, ale... nie spodziewała się też takiego potraktowania pięć minut po wejściu do mieszkania. Albo nawet mniej niż pięć, bo tyle raczej nie minęło. Nie ma co ukrywać, dziewczyn nie łączyła silna siostrzana zażyłość i na co dzień żył tak, jakby rodzeństwa wcale nie miały, więc niezręczna atmosfera po zamieszkaniu w jednym domu, po latach rozłąki była trudnym momentem, który mógł wywołać niezręczność. Atmosfera była bardzo ciężka, aż przytłaczała Maisie. Słowa siostry ją trochę dotknęły. - Ale... myślałam, że będę mogła z tobą zamieszkać. - wydukała z siebie po pierwszym szoku. Co więcej mogła powiedzieć? Nie miała żadnego planu na wyprowadzkę od Vivienne. Nie pasowało jej do końca, że będzie dzielić z siostrą mieszkanie, bo nie wierzyła w szansę na dogadanie się, ale wytrzymać pod jednym dachem chyba mogły? Wydawało jej się, że dla nich obu to komfortowa sytuacja, bowiem Maisie miała zapewnione mieszkanie i pewnego współlokatora, a Vivienne tak samo i do tego płaciła mniejsze rachunki za mieszkanie. Co jej w tym nie pasowało?
Maisie coś tam dostrzegała nieodpowiedniego w zachowaniu rodziców wobec obu swoich córek, ale jest takie powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i sprawdzało się doskonale właśnie tu i teraz. Vivienne odczuwała poważną niesprawiedliwość ze strony rodziców, widziała faworyzowanie Maisie, miała żal do niej i rodziców, a ona nie zdawała sobie sprawy, że to tak wyglądało. Rodzice jej folgowali w porównaniu z Vivienne, ale z jej punktu widzenia wyglądało to tak, że siostra ciągle wykręcała im różne numery i nie mogli jej zaufać tak, jak Maisie, która jako nastolatka była grzeczniejsza i bardziej poukładana, więc nie miała takiego luzu jak ona. Była też starsza, więc to oczywiste, że rodzice wymagali od niej więcej, prawda?
Patrzyła na siostrę z niezrozumieniem. Wspaniale! Jeśli ona nie chce jej towarzystwa to może się wyprowadzić, proszę bardzo, choćby dzisiaj! Wróci do domu albo tutaj znajdzie sobie jakieś miejsce w schronisku młodzieżowym i w międzyczasie załatwi akademik. Obie będą miały święty spokój!
#4 (01.12.2018, 10:06 )

Jeżeli patrzeć tylko z perspektywy Maisie, która mogła nie dostrzegać pewnych, lych zachowań ich rodziców, to rzeczywiście rodziciele obu panien Thompson mogli wydawać się osobami nieskazistelnymi, albo popełniającymi jakieś małe błędy, których wcale nie trzeba brać na poważnie... ale to był przekłamany obraz, który wynikał z idealizowania rodziców. Maisie nie zrobili ani razu nic złego, więc dziewczyna chciała ich bronić, to naturalne. W oczach Vivienne to miało inne kolory, dużo ciemniejsze, dużo bardziej ponure. Bolało ją, że rodzice do tego stopnia faworyzowali młodszą siostrę, choć przez lata starała się nie mieć in tego za złe.
Nie umiała zapomnieć sytuacji sprzed dziesięciu lat. Miała wtedy przyjaciółkę, która również miała młodszą siostrę i kiedyś wywiązała się między nimi rozmowa na temat faworyzowania młodszego rodzeństwa, a ta próbowała ją uspokoić, mówiąc, że to zupełnie naturalne, iż od starszego więcej się wymaga (zgodnie z tym, co Maisie myślała na ten temat), a młodszy na łatwiej, ale później zdarzało jej się bywać w domu Thompsonów... wtedy zmieniła zdanie i sama zaczęła twierdzić, że w takim stopniu to już nie jest normalne. Vivienne święta nie była, ale nie zasługiwała na tyle gorsze traktowanie. Szczególnie słysząc o ostatnich wybrykach młodszej siostry. Zawaliła naukę i ciągle imprezowała, nic jej się nie udawało, a rodzice i tak to do Vivienne zwracali się jak do obcego, młodszej zaś zapewniali wygodne mieszkanko i opiekę. Obrzydliwe. Viv nigdy trgo nie zaakceptuje.
- Żeby użerać się z tobą jak lata temu? Nie ma mowy! - odparła suchym tonem. - Nie pozwolę, żeby koszmar sprzed lat do mnie wrócił. Nie po to wyjechałam na drug koniec kraju. Możesz tu trochę zostać, jeśli nie masz innych planów mieszkaniowych, ale nie chcę cię tu widzieć na stałe.
Stawiała sprawę ostro i na pewno niesprawiedliwie, ale nie chciała do trgo wracać. Po prostu nie chciała. Nie mogła wyobrazić sobie nawet sytuacji, kiedy to będzie we własnym mieszkaniu zmuszona patrzeć każdego dnia na Maisie. Miała w nosie, że to jej młodsza siostra. A wygoda, bo nie musiała szukać sobie nowego współlokatora jej nie obchodziła. Wolała szukać i mieszkać z kimś zupełnie obcym niż wracać do koszmaru, od którego od tak dawna próbowała uciekać.
- Twój pokój jest tam - dodała, ruchem dłoni wskazując na drzwi widoczne z korytarza. Zrobiła, co musiała i miała nadzieję, że siostra da jej teraz święty spokój, zajmując się rozpakowaniem swoich rzeczy. Próbowała nastawić się do trgo spotkania pozytywnie, ale widok tej uroczej buźki, którego nie miała od lat, zdenerwował ją dużo bardziej niż się tego spodziewała. Nie mogła żyć z Maisie pod jednym dachem. 

@Maisie Thompson
#5 (01.12.2018, 18:57 )

Między Maisie i Vivienne nigdy nie było dobrych relacji, takich zdrowych i normalnych jak u (prawie) każdego rodzeństwa. One znajdowały się w tym gronie sióstr, które nie przepadały za sobą, nie zwierzały się sobie z problemów i częściej rywalizowały niż sobie pomagały, chociaż Maisie nie w głowie było pozwalać sobie na jakąś rywalizację z własną siostrą i uważała to za straszną głupotę. Ona nie chciała nic innego, tylko żyć obok niej i mieć święty spokój w dawnych czasach, gdy mieszkały obie w rodzinnym domu. To Vivienne zawsze rywalizowała, próbowała ją umniejszać przy każdej możliwej okazji i właśnie to sprawiało, że Maisie się od niej odsuwała, aż przyszedł moment, w którym już wcale nie próbowały się ze sobą dogadywać, żyły jak dwie obce osoby pod jednym dachem. Ona nigdy nie chciała takiego rozwoju ich relacji, albo raczej głębokiego regresu, bowiem nie da się tego opisać innymi słowami. To był tylko i wyłącznie efekt zachowania jej siostry, która zmusiła Maisie do wycofania się. Choć można powiedzieć, że błąd leżał po obu stronach, bo Maisie mogła podjąć próbę rozmowy z Vivienne, aby zrozumieć, dlaczego jej siostra jest taka, a nie inna, a ona tylko się wycofała, ale... co innego mogła zrobić w obliczu takiego odtrącania jej?
Mimo wszystko w jakiś głupi i naiwny sposób liczyła, że siostrzane uczucia obudzą się w Vivienne i dziewczyny będą mogły liczyć na bezproblemowe mieszkanie tutaj, bo ekonomicznie na pewno było to dla obu bardziej opłacalne niż oddzielne mieszkania albo w przypadku Maisie akademik. Nie tylko ekonomicznie, bo przynajmniej znały się i mogły być pewne, że nie trafiają na współlokatora wariata, złodzieja albo jakąś patologię. Ale jeśli nie chciała... taka oschła odpowiedź sprawiła dziewczynie jeszcze większą przykrość. Pokiwała głową ze zrozumieniem, próbując ukryć, że zatrzęsła jej się broda. - W porządku. Jeśli tak stawiasz sprawę... obiecuję, że długo u ciebie nie zabawię. - powiedziała tonem, który nieco się zatrząsł. Dawno nie zrobiło jej się tak przykro jak dziś, bo cholera, może nie mogła spodziewać się pozytywnego powitania, ale to była jej siostra! Mimo braku silnych więzi Maisie nigdy by jej nie potraktowała w taki sposób. Nie chciała dłużej z nią rozmawiać i narażać się na kolejne przykrości, które mogłyby wycisnąć łzy z jej oczu, więc bez słowa wyszła z salonu, zabierając za sobą walizkę. Zniknęła za drzwiami wskazanego przez siostrę pokoju. Jeszcze nie wiedziała co zrobi, ale urażona nie chciała zostać tu dłużej niż konieczne minimum. Tyko jak się stąd wyrwać?

zt
#6 (02.12.2018, 08:53 )

Zauważyła oczywiście, że siostrze zrobiło się przykro po takim postawieniu sprawy, tylko głupi by tego nie zauważył. W tym momencie niestety Vivienne była w tak silnych emocjach, że nie pomyślała o odczuciach Maisie, ani tym bardziej o tym czy potraktowanie jej w tak oschły sposób było odpowiednie. Prawdę powiedziawszy, było kompletnie nie na miejscu, ale nie jest łatwo wyjaśnić to osobie, która działa w silnych emocjach i do tego ma taki charakter, że daje tym emocjom rządzić swoją osobą. Dużo osób Vivienne zraniła niespokojnym charakterem. Z czasem przychodziła skrucha i przepraszała, ale to jeszcze nie teraz. Jeśli chodzi o Maisie to zdecydowanie nie teraz.
Było jej kompletnie obojętne czy Maisie doniesie rodzicom o jej zachowaniu. Od momentu wyprowadzenia się do Yellowlair Oats Vivienne nie miała z tymi ludźmi nic wspólnego i nie odczuwała z ich strony żadnego autorytetu. Proponowali jej początkową pomoc finansową i skorzystała z tego, ale skończyło się na tym, że po paru miesiącach dawania jej ochłapów, które nie pozwalały jej nawet na wynajem stancji, a co dopiero na życie, podziękowała im chłodno za tą pomoc. Nie chciała, żeby po czasie jej coś wypominali, a na to się zapowiadało i miała rację, myśląc, że będą chcieli z obowiązku utrzymywania studiujacej córki (z czego i tak się nie wywiązali) zrobić wielką przysługę. Podczas rozmowy telefonicznej, gdy namawiali ją do wzięcia Maisie pod swój dach, pojawił się argument, że wspomagali ją finansowo po wyjeździe z rodzinnego domu i że powinna w zamian za to pomóc "ich" Maisie. Widocznie Vivienne nie była w równym stopniu "ich" córką...
Potraktowała siostrę w paskudny sposób, ale czy patrząc na jej doświadczenia można się temu dziwić? Nie. Za to da się ją nawet usprawiedliwić.
Płaczliwy ton i słowa siostry nie zrobiły na niej wrażenia. Odprowadziła ją lodowatym wzrokiem i też wyszła z salonu. Udała się do swojej sypialni, żeby wrócić do normalnego trybu życia, jakby Maisie wcale w mieszkaniu nie było. Była wściekła. 

zt





Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości