ciuszki
Zdaniem Maisie to było strasznie głupie, że została przez rodziców wysłana niejako przymusowo na studia właśnie do Yellowlair Oats i przymuszona o zamieszkania ze swoją siostrą, z którą nie łączyło jej prawie nic od paru ładnych lat. Nie widziała Vivienne, odkąd siostra się wyprowadziła, więc od bardzo dawna, a rodzice na co dzień o siostrzyczce też nie rozmawiali, więc świadomość istnienia starszej siostry jakby rozpłynęła się w umyśle młodej dziewczyny i stała się mniej realna niż te kilka lat temu, kiedy Vivienne przesiadywała w sąsiednim pokoju, kłóciły się o kieszonkowe albo zajmowały sobie łazienkę w momencie najgorszym do wyobrażenia sobie. To brzmiało bardzo smutno, ale drogi obu dziewczyn rozeszły się w przeciwne strony i zabrakło w nich miejsca na rodzeństwo. Maisie dobrze było tak, jak było, czyli bez Vivienne i jej charakteru, za którym Maisie nie przepadała i dałaby sobie rękę uciąć, że siostra miała dokładnie takie same odczucia wobec niej. Tak już czasem bywa, że więzi rodzinne rozluźniają się i ludziom nie jest po drodze, żeby je odbudować. One były w takiej sytuacji. Zresztą ich więź siostrzana nigdy nie należała do mocnych. Początkowo tak, ale w miarę dorastania dziewczyny łączyło coraz mniej i musiało się skończyć tak, jak się skończyło.
Ale rodzice się uparli! Maisie chciała zyskać wolność od nadopiekuńczej matki i podobnego do niej ojca, więc cieszyła się na wyjazd na studia, ale gdy zagrozili, że będą je opłacać tylko w przypadku, jeśli wyjedzie do Yellowlair Oats, jej zapadł diametralnie opadł. Oznajmienie, że będzie mieszkać z Vivienne było jak gwóźdź do trumny dla jej dobrego samopoczucia. Jednak dzisiaj młoda dziewczyna stała w salonie siostry, na ramieniu miała podróżną torbę, w dłoni walizkę na kółkach i czekały ją lata z siostrą pod jednym dachem. Planowo, w każdym razie. - Nawet tu ładnie - skomplementowała salon, który był ciekawie urządzony. Nowoczesny, miło będzie się tu mieszkać. Próbowała miłym słowem rozładować atmosferę, ale pomieszczenie było jak naładowane krępującą niezręcznością, która przytoczyła ją od progu. Nie czuła się dobrze w towarzystwie Vivienne. Nie widziała jej od wielu lat i to było jak spotkanie z obcą osobą abo jakąś dawną znajomą z podstawówki. Niby znajoma twarz, ale Maisie nic o niej nie wiedziała. Pojęcia nie miała jak siostra żyje, co robi i czego można się po niej spodziewać. Dziwne uczucie w przypadku rodzeństwa...
Zdaniem Maisie to było strasznie głupie, że została przez rodziców wysłana niejako przymusowo na studia właśnie do Yellowlair Oats i przymuszona o zamieszkania ze swoją siostrą, z którą nie łączyło jej prawie nic od paru ładnych lat. Nie widziała Vivienne, odkąd siostra się wyprowadziła, więc od bardzo dawna, a rodzice na co dzień o siostrzyczce też nie rozmawiali, więc świadomość istnienia starszej siostry jakby rozpłynęła się w umyśle młodej dziewczyny i stała się mniej realna niż te kilka lat temu, kiedy Vivienne przesiadywała w sąsiednim pokoju, kłóciły się o kieszonkowe albo zajmowały sobie łazienkę w momencie najgorszym do wyobrażenia sobie. To brzmiało bardzo smutno, ale drogi obu dziewczyn rozeszły się w przeciwne strony i zabrakło w nich miejsca na rodzeństwo. Maisie dobrze było tak, jak było, czyli bez Vivienne i jej charakteru, za którym Maisie nie przepadała i dałaby sobie rękę uciąć, że siostra miała dokładnie takie same odczucia wobec niej. Tak już czasem bywa, że więzi rodzinne rozluźniają się i ludziom nie jest po drodze, żeby je odbudować. One były w takiej sytuacji. Zresztą ich więź siostrzana nigdy nie należała do mocnych. Początkowo tak, ale w miarę dorastania dziewczyny łączyło coraz mniej i musiało się skończyć tak, jak się skończyło.
Ale rodzice się uparli! Maisie chciała zyskać wolność od nadopiekuńczej matki i podobnego do niej ojca, więc cieszyła się na wyjazd na studia, ale gdy zagrozili, że będą je opłacać tylko w przypadku, jeśli wyjedzie do Yellowlair Oats, jej zapadł diametralnie opadł. Oznajmienie, że będzie mieszkać z Vivienne było jak gwóźdź do trumny dla jej dobrego samopoczucia. Jednak dzisiaj młoda dziewczyna stała w salonie siostry, na ramieniu miała podróżną torbę, w dłoni walizkę na kółkach i czekały ją lata z siostrą pod jednym dachem. Planowo, w każdym razie. - Nawet tu ładnie - skomplementowała salon, który był ciekawie urządzony. Nowoczesny, miło będzie się tu mieszkać. Próbowała miłym słowem rozładować atmosferę, ale pomieszczenie było jak naładowane krępującą niezręcznością, która przytoczyła ją od progu. Nie czuła się dobrze w towarzystwie Vivienne. Nie widziała jej od wielu lat i to było jak spotkanie z obcą osobą abo jakąś dawną znajomą z podstawówki. Niby znajoma twarz, ale Maisie nic o niej nie wiedziała. Pojęcia nie miała jak siostra żyje, co robi i czego można się po niej spodziewać. Dziwne uczucie w przypadku rodzeństwa...